Patrząc na polskie miasta widać, że tempo rozwoju inteligentnej infrastruktury jest różne. Trendsetterami są z pewnością Wrocław i Gdańsk. Warszawa i Kraków są poprawne, ale mają łatwiej, bo napędza je głównie turystyka i dodatkowo biznes. Są miasta, które dopiero wprowadzają inteligentne rozwiązania, jak Poznań, Katowice, Rzeszów czy Zielona Góra, ale nie jest to spięte klamrą strategii smart city.
Głos mieszkańców
Na tle europejskich smart cities, do których cały czas napływają nowi mieszkańcy (co jest podstawowym wskaźnikiem, czy miasto jest smart, czy nie) – Polska wypada słabo. Większość polskich miast, takich jak Zabrze, Bytom, Jelenia Góra czy Konin od kilku lat zmaga się z procesem depopulacji. Za kilka lat dla tych miejscowości może to być poważny problem. Warty podkreślenia jest fakt, że odpowiednia strategia smart city może powstrzymać to zjawisko, ale pod warunkiem, że nie będzie to tylko odgórna inicjatywa, ale taka, w której tworzeniu wezmą udział również mieszkańcy. Bez dialogu ze społecznością lokalną trudno rozpoznać ich potrzeby. Trzeba ją włączać w życie miasta i zbierać pomysły. Przykładem może być jedno z brazylijskich miast o największym współczynniku przestępczości, głównie gwałtów. Władze wciągnęły mieszkańców w rozwiązanie tego problemu, łącznie z zaangażowaniem finansowym. Namówiły ich do zakupu i montowania kamer przed wejściem do domów, z widokiem na ulicę. Miasto włączyło je w system monitoringu, zatrudniło sztab ludzi do jego obsługi i patrolowania ulic. Projekt się powiódł, a przestępczość spadła o 80%.
Pamiętajmy, że aby zaktywizować mieszkańców, trzeba mieć jakąś marchewkę! Doskonale to pokazuje przykład carpoolingu rozpowszechniony w USA. Mosty łączące New Jersey z Nowym Jorkiem rano i po południu są oblegane przez auta ludzi jadących do i z pracy. W związku z tym przed mostami ustawiono przystanki. Każdy kierowca, który zabierze z przystanku jedną osobę, płaci za przejazd połowę opłaty!
Smart potencjał niewykorzystany
Należy zwrócić uwagę na możliwość optymalizacji istniejących rozwiązań, co przyniesie oszczędności w finansowaniu kosztów eksploatacyjnych miasta. Na przykład powszechny jest monitoring, który jest bardzo często kompletnie niewykorzystany. Wzorem, jak można w pełni efektywnie użyć monitoringu jest Amsterdam. Władze tego miasta rozesłały listy do użytkowników autostrady łączącej Hagę z Amsterdamem. Poinformowały w nich, że na podstawie monitoringu śledzącego rejestracje samochodów ustalono, że tracą oni codziennie trzy godziny życia, stojąc w korkach. Ponieważ miasto nie jest w stanie w krótkim czasie rozbudować infrastruktury drogowej, zaproponowano pewną sumę pieniędzy każdemu, kto przesiądzie się na komunikację miejską, co skróci czas przejazdu o połowę (w liście załączono kilka propozycji połączeń z wykorzystaniem pociągów). Genialne!
Niewykorzystanym zasobem są też big data, których zbieranie kosztuje, ale wielu nie wie, co z nimi zrobić, albo nie chce ich przetwarzać, bo to... kosztuje. A przecież jest to jeden z najciekawszych kierunków, by nie tylko usprawnić funkcjonowanie miasta, ale przede wszystkim poprawić produktywność mieszkańców!
Ogromny potencjał tkwi w organizacji edukacji. Jak to możliwe, że chociaż w szkołach podstawowych i średnich jest ten sam program nauczania, rodzice przedzierają się do szkoły na drugim końcu miasta, bo ma ona wyższy poziom nauczania, i w ten sposób generują średnio 30% porannych i popołudniowych korków! W Dubaju, żeby uniknąć tego problemu, stworzono system brytyjskich szkół z programem corocznej certyfikacji, gwarantujący ten sam poziom nauczania, co w Londynie! Dlatego menedżerowie z całego świata nie mają problemu, żeby przenieść się z całą rodziną na kilkuletni kontrakt (nie wspomnę o zadowoleniu żon, które mogą korzystać z przywilejów oferowanych przez miasto). Przydałby się nowy system oceny pracy nauczycieli, np. kamery monitorujące emocje na twarzach dzieci podczas zajęć, który pomógłby wyeliminować nieodpowiednią kadrę, a promować najlepszych. Przy okazji – system monitoringu zajęć lekcyjnych ze specjalną aplikacją umożliwiłby zdalny, ale aktywny udział w lekcjach dzieciom chorym lub z innych względów niemogącym regularnie uczestniczyć w zajęciach. W Tajpej na Tajwanie powstają już pierwsze cyberszkoły, gdzie nauka odbywa się wyłącznie zdalnie.
Czy rozwój może być groźny?
Głównym zagrożeniem jest brak zrozumienia idei. To, że jakieś miasto zamontuje lampy LED na ulicach czy podgrzewane ławki na przystankach, czy nawet zakupi kilka elektrycznych autobusów, nie znaczy, że stało się smart. Wydaliśmy pieniądze, nowi mieszkańcy nie napływają, a starzy uciekają powodując w dużych miastach przeludnienie, którego nie może rozładować komunikacja miejska. Zagrożeniem dla smart cities są bardzo wysokie ceny mieszkań i lokali, problemy z parkingami (np. w Tokio bez dokumentu potwierdzającego posiadanie miejsca parkingowego nie można kupić samochodu). Borykają się z tym już niektóre miasta na świecie. Są na to pierwsze pomysły, np. Mazdar w okolicach Dubaju i Abu Zabi – sztuczne miasto przewidziane docelowo na 50 tys. ludzi, do którego za chwilę z Dubaju, dzięki pierwszej linii transportowej typu hyper-loop, dojedzie się w pół godziny.
Tworzenie sub-miast satelitarnych na 30–100 tys. mieszkańców z pełną infrastrukturą miejską (typu szkoły, przedszkola, centra handlowe, ośrodki kultury, sportu i rekreacji), w odległości 30–50 km od centrum smart city, z ekspresowym połączeniem może być alternatywą dla tych, którzy woleliby mieszkać za miastem pośród zieleni i czystego powietrza. Coś takiego dzieje się w Polsce, w okolicach Krakowa. Mieszkańcy, z uwagi na smog, masowo uciekają np. do Wieliczki, której populacja od 2010 roku wzrosła o 15% i za chwilę osiągnie 30 tys. Brakuje oczywiście szybkiej komunikacji – centrum Wieliczki i centrum Krakowa dzieli tylko 20 km, które szybki tramwaj powinien pokonać w 15 minut.
Na razie ta sytuacja generuje korki, ponieważ nie jest to element polityki miasta, ale oddolna inicjatywa. Jednak otwiera ogromną szansę dla samej Wieliczki na zbudowanie nowej strategii rozwoju w kierunku smart city.
Niektórzy mówią o tym, że groźna jest też powszechna inwigilacja. Najlepszym rozwiązaniem jest stworzenie cyfrowej platformy informacyjnej miasta, do której wszyscy mieszkańcy mieliby dostęp. Z jednej strony pojawiłyby się nowe pomysły (np. start-upy), jak wykorzystać te dane na potrzeby miasta i mieszkańców. Z drugiej strony mieszkańcy mogliby mieć dostęp do danych, zebranych w jednym miejscu, które ułatwiałyby im np. wybór szkoły czy uczelni (statystyki), podjęcie decyzji o swoim biznesie (np. informacje, jakich usług brakuje, ile jest firm danego rodzaju). Wreszcie – mogliby np. widzieć swoje dziecko, jak się bawi na placu zabaw. Taki dostęp ułatwiłby mieszkańcom zrozumienie potrzeby zbierania danych, które mogą nam wszystkim usprawnić życie i uczynić je wbrew pozorom bardziej bezpiecznym.