Facility managerowie mówili przeważnie językiem inżynierów i techników, posługując się terminami zrozumiałymi raczej dla ekspertów rynku budowlanego i zaawansowanych dyrektorów technicznych, co samo w sobie nie było złe, ale ostatecznie niepotrzebnie zawęziło znaczenie FM-u.
Jak zaczęła się Twoja przygoda z branżą nieruchomości w Polsce?
Gdy po raz pierwszy pojawiłem się w Polsce we wczesnych latach 90., moim zadaniem było stworzenie wewnętrznego zespołu odpowiedzialnego za zarządzanie nieruchomościami (Property Management) w funduszu inwestycyjnym Pioneer. Ich cel stanowiło zbudowanie silnej lokalnej marki, która w nowej rzeczywistości gospodarczej oferowałaby obsługę biurowej powierzchni komercyjnej według standardów zachodnich.
Wtedy w Polsce praktycznie nie było firm, które mogłyby obsługiwać zachodnie korporacje, jakich coraz więcej pojawiało się szczególnie w Warszawie, zatem trzeba było ją stworzyć. Później, już nieco znając polski rynek, współtworzyłem zespół utrzymujący i zarządzający nieruchomościami, który obsługiwał dużych klientów korporacyjnych, takich jak AIG Lincoln czy ING Real Estate.
Doskonale pamiętam moment w późnych latach 90. kiedy spotkałem Bogdana Zasadę, który pracował wówczas w EC Harris. Powstała wtedy koncepcja, aby otworzyć lokalny oddział najbardziej rokującej w tamtych czasach organizacji światowej zajmującej się FM-em, która miała swoje korzenie w rynku amerykańskim. Chodziło oczywiście o IFM-ę. Wraz z innymi ekspertami i osobowościami świata FM-u okresu milenium: Markiem Thauem, Bogdanem Zasadą czy Cezarym Szynkarczukiem zauważyliśmy, że potrzebna jest większa profesjonalizacja na rynku, aby zwiększać efektywność realizowanych przez nas zadań, głównie z myś...
Czasopismo jest dostępne dla zalogowanych użytkowników.
- Dostęp do portalu
- 6 numerów czasopisma w wersji papierowej
- Dostęp do wszystkich archiwalnych numerów
- ... i wiele więcej!